Patron szkoły
Technikum Mundurowe przyjęło jako swoje święto dzień 29 listopada, dla uczczenia wydarzeń z 1830 roku - czyli noc listopadową. Dziś jest to święto podchorążych, ustanowione ku pamięci ich patriotycznego wystąpienia i zainicjowania powstania.
Królestwo Polskie lat 1815-1830 to twór państwowy, którzy działał w oparciu o konstytucję, posiadał własną armię, a car Rosji był koronowany w oddzielnej ceremonii na króla Polski. 15-lecie to nie był jednak wzniosły czas krzewienia ideałów wolności i braterstwa, ale – niestety – wierności jedynowładcy i budowania państwa, w którym nie należało się sprzeciwiać odgórnym nakazom. „Starzy” generałowie to akceptowali, buntowała się młodzież, a równolegle następowała zmiana kulturowa – romantyzm zaczynał wypierać klasycyzm, „czuć i działać” przemawiało do młodych lepiej niż „słuchać i milczeć”.
Powstanie listopadowe lat 1830-31 wybuchło jako sprzeciw wobec łamaniu praw, niestety przyniosło chyba więcej szkody niż pożytku, choć paradoksalnie było bardzo blisko wygranej. Wojska rosyjskie Dybicza i Paskiewicza nie postawiły wysoko poprzeczki i popełniały cały szereg gaf. Ale to po polskiej stronie brakło zdecydowania i pomysłu. Dlatego wspominając powstańców listopadowych pamiętajmy, że nieliczni mieli pomysły i odwagę mówić otwarcie, jak realnie wywalczyć wolność.
Taki był Maurycy Mochnacki.
Maurycy Mochnacki (1803-1834) to wyjątkowa postać na tle jemu współczesnych. Pisarz – erudyta – żołnierz – pianista – patriota – polityk – mówca – inteligent. Dziś niewielu chce o nim pamiętać, a szkoda, bo doceniać należy walecznych, ale i mądrych. Uważa się, że wyrastał ponad swoją epokę, wykazując zdumiewające umiejętności twórcze i polityczne.
Dzieciństwo spędził w rodzinnym majątku w Bojańcu (Galicja), po czym rodzina przeprowadziła się do Warszawy. Tutaj zaangażował się w działalność tajnych związków patriotycznych (Związek Wolnych Braci Polaków), co ostatecznie doprowadziło do jego krótkotrwałego uwięzienia. Po latach stwierdzi: „Polska potężna i niepodległa była jedynym romansem mojej młodości”. Zaangażował się w działalność publicystyczną, zdobywając uznanie jako dojrzały i oryginalny myśliciel. „Młodzież lubo czytała z upodobaniem, wszystko, co wyszło spod jego pióra”. Publikował o romantyzmie – stworzył „podstawy polskiej estetyki i teorii literatury romantycznej, położył zręby krytyki artystycznej w Polsce, (…) rozbudził umysły młodzieży, rozhuśtał je w pragnieniu wolności i tworzenia” . Grywał na fortepianie z Chopinem, bo to kolejne jego zamiłowanie budziło uznanie i podziw innych.
Uczestniczył w zebraniach spiskowych przed postawaniem, przytomnie apelując i sprzeczając się z Wysockim: nie wyobrażał sobie, by wywołać powstanie, nie formując powstańczego, zdeterminowanego o walkę z caratem rządu tymczasowego. Historia w tym przypadku, jak i wielu innych, przyzna mu rację.
W czasie działań zbrojnych zaciągnął się do pułku piechoty, walcząc ponad 3 miesiące i odnosząc rany. O jego skromności świadczy fakt, że nie przyjął patentu oficerskiego, zostając zwykłym szeregowym, i dopiero w wyniku zaangażowania w walki dosłużył stopnia podporucznika. W czasie powstania dał się poznać jako świetny publicysta, wzywał do racjonalności zachowań i zastąpienia nieudolnych przywódców i rządu ludźmi chcącymi walczyć. „Kiedy Mochnacki zabierał głos – usta jego buchały płomieniami wymowy, oczy iskrzyły się ogniem uczucia” – wspominał naoczny świadek.
Po upadku powstania emigrował tak jak tysiące powstańców. Zaczął pisać, z tradycyjną jak dla niego elokwencją „Kronikę powstania narodu polskiego” i koncertując w salonach francuskich arystokratów. Zmarł młodo we Francji w 1834 roku, pochowany w Auxerre.
Dziś jego postać przyprószona jest pyłem czasu. Historycy wskazują, że przyćmiewał sobie współczesnych racjonalnym myśleniem, logiką wywodu, zapałem ku wolności. Prof. Piskozub uważa go za przywódcę narodu w walce z Rosją o Niepodległość, przyrównując do Kościuszki, Traugutta, Piłsudskiego czy Andersa.